wtorek, 23 grudnia 2014

WESOŁYCH ŚWIĄT!

Cześć wszystkim! Z racji tego, że już jutro mamy Wigilię, chciałabym wam wszystkim złożyć najserdeczniejsze życzenia! No, więc tak..Życzę wam: Oczywiście zdrowia, - wam, jak i waszych najbliższym - bo to najważniejsze, duużo prezentów pod choinką -tych małych i tych większych - przyjemnej atmosfery, rozśpiewanych domowników wraz z gośćmi, wiele zbyt ciasnych uścisków, spełnienia najskrytszych marzeń, uśmiechów od ucha do ucha na waszych twarzach oraz tego, że spędzicie te Święta w gronie najbliższych ♥

środa, 17 grudnia 2014

ROZDZIAL 3 cz. 1. "Powiedz mi!"

No i jest! Chcę tylko wam powiedzieć, że tekst pisany w jak to się mówi...kwadratowym nawiasie to wymiana myśli. Słyszą ją tylko dwie osoby, które ją prowadzą.   Np. -[Nie dotykaj jej!] albo -[Nie chcemy cię tu. Czaisz?]   -przykłady nie są wzięte z żadnego z rozdziałów (z tego co wiem xD). 

**Sylvian**

Siedziałem bez ruchu na kanapie już dobrych kilka godzin. W końcu postanowiłem się ruszyć, ale to nie wyszło mi na dobre. Kiedy wstałem, dostałem jednego z tych swoich "ataków" złości i zacząłem pięściami uderzać w ścianę, robiąc w niej dziury. Jedna za drugą. Moje knykcie pobielały od siły zaciskania pięści, aby chwilę później stać się czerwone od krwi delikatnie się z nich sączącej.  Dotknąłem jej lekko opuszkami palców. Była zimna. Zresztą jak zwykle.
-Sylvian! Co to do cholery było? - Usłyszałem głos mojej siostry dochodzący z innej części domu.
-Nic..tylko się potknąłem, okej? - Ostatnie słowo wypowiedziałem nieco ostrzej niż miałem w zamiarze, ale nie obchodziło mnie to w tej chwili.
-To brzmiało raczej jak...-Nie dokończyła  zdania, bo w tej chwili stanęła w drzwiach mojego pokoju. Zakrywając lekko otwartą buzię, podbiegła do mnie i szybko złapała mnie za rękę.
-O mój boże..Sylvian..-Zaszkliły jej się odrobinę oczy. Delikatnie przetarłem moim dużym kciukiem łzę, która spłynęła po tej drobnej twarzyczce mojej młodszej siostry.
-Zoe..nie płacz, nic mi nie jest.- Mój głos był zadziwiająco spokojny. Zawsze tak jest, jeśli chodzi o Zoe.
-Przecież widzę.- Odwróciła moją twarz w kierunku lustra. Wyglądałem dość...niecodziennie. Pod nosem majaczyła się zaschnięta krew, dolna warga spuchła, a na policzku widoczne były liczne zadrapania. Do tego dochodziły jeszcze moje dłonie. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, jak musiała to odebrać ta delikatna dziewczyna stojąca tuż obok mnie, mimo tego, że wiedziała, że te rany nie robią na mnie wrażenia. Moje silne ramiona oplotły ją w opiekuńczym geście.
-Zooo. - Dźgnąłem ją w bok i szeroko się uśmiechnąłem, co na nią podziałało. Odwzajemniła mój gest.
-Teraz powiedz mi co się stało. Proooszę..-spojrzała na mnie z dołu tymi wielkimi oczami. Nie mogłem jej odmówić.

**Allie**

Stałam w tym miejscu nie poruszając się nawet o milimetr. To trwało już kilka długich minut. Gapiłam się prosto w jego oczy nie mogąc przestać. Były dziwnie złotawe. To chyba jeden z głównych powodów, dla których robiłam to co robiłam. Po prostu nie umiem tego wytłumaczyć, ale czułam dziwne uczucie tam w środku. Carter wyglądał uroczo, tajemniczo, groźnie i zawadiacko, a to wszystko za jednym razem. Wydawać by się mogło, że to nie możliwe, a jednak. On również ani drgnął, co mnie zdziwiło, bo myślałam, że jednak ucieknie. Podeszłam bliżej i odruchowo wyciągnęłam rękę do przodu. Chłopak stojący przede mną delikatnie odsunął się na bok, by za chwilę całkiem zeskoczyć. W tej chwili nie myślałam. Rzuciłam się za nim biegiem przez pokój, a później na biurko i przez okno. Od razu wyskoczyłam, chcąc go do gonić. Nie poszło po mojej myśli. Jeszcze z okna krzyczałam:
-Carter! Carter stój! Słyszysz!? - by za chwile upaść z głuchym hukiem na zimną ziemię.
Carter prędko się odwrócił. Przez ułamek sekundy widziałam w jego oczach ból i zmartwienie, może nawet strach. Jednak po chwili zastąpiła je okrutna obojętność. Mimo niej chłopak momentalnie ruszył biegiem w moją stronę. Przykucnął objął swoimi dużymi dłońmi moje barki. Powieki same mi się zamykały. Jedyne co jeszcze słyszałam to:
Allie, nie zasypiaj! Zostań ze mną, słyszysz?
Później czułam tylko jak ktoś oplata mnie silnymi ramionami i unosi w górę.

***


Uchyliłam lekko powieki. Momentalnie poraziło mnie światło. Kiedy udało mi się jednak otworzyć oczy, byłam trochę zdziwiona tym, że siedzę na liściach gdzieś w lesie. W pobliżu nie było śladu chłopaka. Czy to możliwe, że mnie tu zostawił? Przecież nic o nim nie wiem, więc...nie. Nie mógłby. Chyba. W tej chwili usłyszałam dźwięk łamanej gałęzi, a zaraz po tym szelest liści. Odwróciłam się w tamtą stronę trochę zbyt szybko, bo poczułam ból w kostce i kilku innych częściach ciała. Znalazłam źródło hałasu. Ogromny wilk wyszedł z najbliższych krzaków i powoli się zbliżał, warcząc nisko.  
Kiedy był już stanowczo za blisko i chciał do mnie doskoczyć, znikąd pojawił się Carter. Zasłonił moją drobną figurę swoim własnym ciałem.
-Stój! Nie możesz! Nawet nie waż się zrobić jej krzywdy, jasne!? - Jego oczy były złotego koloru, tak jak i napastnika. Chłopak w napadzie złości, zbyt mocno ścisnął mój nadgarstek. Pisnęłam jak najciszej..

**Carter**

-Stój! Nie możesz! Nawet nie waż się zrobić jej krzywdy, jasne!? -Naskoczyłem na niego, zakrywając Allie swoim ciałem.
-[Ja już nie muszę, sam to zrobiłeś Carter.]
-[O czym ty do chuja..] - W tej chwili zdałem sobie sprawę z tego co robię i co właśnie usłyszałem z ust dziewczyny stojącej za mną. Simon odbiegł zanim zdążyłem cokolwiek mu przekazać. Momentalnie odwróciłem się na pięcie. Słysząc powtarzający się cichy pisk. Jej oczy były zaszklone przez łzy, które...ja wywołałem.
-S..sprawiasz mi ból.-jej głos załamał się przy końcu. Naprawdę nie miałem zamiaru tego zrobić. To się stało tak nagle.
-Allie - wyciągnąłem rękę, ale odsunęła się. -J..ja -przerwałem- p..przepraszam. -Spuściłem głowę i przygryzłem mocno wargę. - Po prostu..przepraszam. - Przycisnąłem ją lekko do mojego torsu, zanim miała okazję mnie odepchnąć. -Przepraszam cię Allie. Wiesz? Przepraszam -Wyszeptałem jej do ucha najdelikatniej jak tylko potrafiłem.

I jak tam pierwsza część rozdziału? Trochę krótka, ale co tam. ;) 

wtorek, 2 grudnia 2014

ROZDZIAL 2 "Opanuj się Allie"


**Allie**           

Lekcja biologii ciągnęła się niemiłosiernie długo, a ja chciałam jak najszybciej wyrwać się z tej szkoły. Kiedy profesor próbował wkuć coś do naszych nastoletnich, zamyślonych głów, ja zaczęłam rysować coś co przypominało mi wilka, ale jednak było większe i...sama nie wiem jak to opisać czy nazwać. Nie jestem pewna dlaczego, ale szkicując to, wzorowałam się na...Carterze. Tak, rysując wilkopodobne......coś wzorowałam się na przystojnym chłopaku. Powiecie, że jestem dziwna, stuknięta,  głupia? Nie. Jest w nim taka część, która w najmniejszym stopniu nie przypomina mi zwykłego, beztroskiego nastolatka. Gdy zerknęłam na niego, by dokończyć swoje dzieło (dokładniej, chciałam przyjrzeć się jego oczom i je narysować), on odwrócił się w tym samym momencie. Zamarłam. Spotkaliśmy się wzrokiem, a on momentalnie spuścił wzrok, ale nie odwrócił się, tylko przez moment wpatrywał się w nadruk mojej koszulki. Zwykła koszulka, a on akurat na nią zwrócił uwagę.  Spojrzałam w miejsce, w które tak intensywnie się wpatrywał i zorientowałam się, że na tej koszulce jest właśnie  wilk. Zawiesiłam głowę dość nisko, uważając przy tym, żeby profesor Harrison nic nie zauważył. Gdy ponownie podniosłam wzrok, wywnioskowałam, że Carter uparcie trzyma przy swoim i nadal się na mnie patrzy. Zachichotałam do siebie, kiedy nad chłopakiem stanął wysoki mężczyzna i dość głośno odchrząknął. Profesor właśnie miał otwierać usta i zaczynać swoją typową nauczycielską gadkę, ale uprzedził go głośny dzwonek, który ucieszył chyba wszystkich znajdujących się w tej klasie. Łącznie ze szkieletem stojącym w kącie.

**Carter**           

Wyszedłem z klasy dość szybkim krokiem i od razu skierowałem się do naszego stolika. Mówiąc "naszego" miałem namyśli stolik mój, Katie, Joy i Michael'a. Wlicza się do tego jeszcze reszta mojego rodzeństwa, które jest trochę...nieistotne. Usiadłem na krześle, opierając nogi o stół i wróciłem myślami do tego co miało miejsce przed chwilą. Siedziałem i czekałem sam nie wiem na co. Nie pofatygowałem się nawet po jakieś jedzenie, bo wiedziałem, że w tej sprawie mogę liczyć na Katie i Joy. Podniosłem głowę, żeby sprawdzić, czy jeszcze nie idą, ale ten kogo zobaczyłem, to nie moje siostry, tylko ta dziewczyna jak ona...Allie. Myślałem, że podejdzie i zagada myśląc, że się zaprzyjaźnimy, jak każdy nowy , ale nie. Zerknęła na mnie i ruszyła w stronę pustego stolika. Nie spodziewałem się tego.  Dziewczyna patrzyła tylko na tacę, którą niosła, tak jakby to był cały jej świat i w tym momencie wpadła na jakiegoś kolesia. To było do przewidzenia. Ale chwila...oh, to nie był jakiś koleś. To był ten skurwiel...Sylvian.


     **Allie**             

Znowu wpatrywał się we mnie z taką intensywnością. Jeśli miał nadzieję, że z nim usiądę, to była ona trochę zbędna. Bo zdecydowanie nie miałam ochoty siadać z chłopakiem, którego dopiero poznałam. Odwróciłam się szybko na pięcie i skierowałam się w odwrotnym kierunku. Ostatni raz spojrzałam na niego kątem oka i zawiesiłam nisko głowę. W tej chwili taca, którą trzymałam wydała mi się wyjątkowo interesująca. Szłam przed siebie dopóki nie wpadłam na kogoś. Kiedy podniosłam wzrok, moim oczom ukazał się przystojny i bardzo onieśmielający chłopak.  Kucnęłam, żeby podnieść tacę, którą upuściłam, a on zrobił to samo. W tym momencie nasze dłonie się złączyły (znów to samo), ale tak szybko jak poczułam jego dotyk, tak szybko on zniknął. Szkoda, bo całkiem mi się to podobało. Zarumieniłam przez swoje myśli. Podniosłam głowę, tylko po to by zobaczyć piękne, czekoladowe tęczówki wpatrzone prosto we mnie. Przeszło mi przez myśl, że mam coś na twarzy.  Nie ruszał się, dopóki nie zerknął na moją koszulkę. Kiedy to zrobił, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, ocknął się i po prostu odszedł w innym kierunku. Usiadł z jakąś dość ładną dziewczyną. Co ja gadam, ona była chyba ósmym cudem świata, a ja byłam...sobą. Zdziwiłam się, kiedy przyłapałam samą siebie na tym jak zareagowałam.  Przecież ja go nawet nie znam. On nie wie jak się nazywam, a ja nie wiem jak on się nazywa.  Jednak jest to coś co mnie do niego ciągnie. Ten emanujący od niego chłód, zdaje się być odpychający, ale na mnie działa odwrotnie. To mnie przeraża.

***

Resztę dnia spędziłam na unikaniu obojga z chłopaków. Czasem jednak karciłam samą siebie za to, że nie mogłam oderwać od nich wzroku. To naprawdę działa jak czary. Nawet kiedy odwróceni są plecami, a ja tylko zerknę, po chwili już wpatruję się w nich, nawet się z tym nie kryjąc. Mówiłam sobie już dzisiaj kilka razy: - opanuj się Allie! - ale niestety nie pomagało. To okropne. Naprawdę nie mogę przestać na nich patrzeć, a co dopiero o nich myśleć. No i tak idąc korytarzem wpadłam na kogoś..znowu.
-O kurwa, sorry. -mruknęłam, ale zanim zdążyłam odejść, czyjaś ręka pociągnęła mnie do tyłu.
-Cześć, nic nie szkodzi. To ty jesteś ta nowa, tak? - Przede mną stała wesoła, szeroko uśmiechnięta blondynka.
-Tak -bąknęłam. -Allie -podałam jej rękę, a ona jeszcze bardziej się wyszczerzyła.
-Rachel. Miło mi. Wiesz co? Chyba wpadłaś mojemu koledze - wybuchła perlistym śmiechem , zakrywając usta dłonią. Dopiero teraz zwróciłam uwagę, że jest bardzo ładna.  Ma gęste brwi, ale to tylko dodaje jej tylko swego rodzaju uroku.
- Oh, naprawdę? -Zerknęłam we wskazanym kierunku. Moim oczom ukazał się przystojny blondyn. Szeroko się uśmiechnęłam i pomachałam mu lekko samymi palcami. W jego oczach błysnęło coś jak połączenie zdziwienia i radości, ale szybko mi odmachał i mrugnął jednym okiem.  Przygryzłam mocno dolną wargę i lekko zarumieniłam. Postanowiłam się odwrócić do nowo poznanej dziewczyny, aby uniknąć większego zażenowania.
-Już cię polubił. Świetna akcja. Jesteś urodzoną flirciarą. - znów ten perlisty śmiech. To naprawdę brzmi jak delikatny śpiew.
-Ja? Chyba coś ci się przewidziało! Flirt to coś co sprawia mi największą trudność ze wszystkich możliwych rzeczy. Naprawdę. To był taki odruch. - po raz kolejny przygryzłam wargę.
-Dobra chodźmy już. Może wpadniesz dziś do mnie?
-Wolałabym jednak, żebyś to ty mnie odwiedziła, co ty na to? Mam nowe mieszkanie. -uśmiechnęłam się lekko, a ona odwzorowała mój wyraz twarzy.
-Do zobaczenia!
-Paa! Już nie mogę się doczekać!
-Ja też - pomachałam jej na odchodne.


***

Po siedemnastej już czekałam na Rachel. Wcześniej wystarczająco dużo wysprzątałam, więc teraz mogłam spokojnie odpocząć. Umówiłyśmy się na 17:30. Podałam jej adres domu, który zresztą zdążyłam już zapamiętać. Od dawna brakowało mi wsparcia kogoś bliskiego, a naprawdę wydawało mi się, że mogę jej zaufać. Po piętnastu minutach czekania, zadzwonił dzwonek. Otworzyłam drzwi jednym ruchem i szeroko się uśmiechnęłam.
-Hej.
-Hej. Mam nadzieję, że się nie obrazisz, ale... - w tym momencie odsunęła na bok, a moim oczom ukazał się blondyn, którego Rachel dzisiaj mi pokazywała.
-Umm..cześć. Allie-podałam mu nieśmiało rękę.
-Mike. Wreszcie mogę cię poznać-wyszczerzył się i odwzajemnił mój gest.
-Miło mi. - zaśmiałam się. -Oh, zapomniałam. Wejdźcie. -wszyscy wesoło chichotali.
Kiedy byli już w środku, ciągle się rozglądali, więc wpadłam na pomysł..
-Może was oprowadzę, co?
-Okej. Chętnie się rozejrzymy, prawda Mike? - dźgnęła go łokciem.
-Um..ta jasne.- Wymusił uśmiech, aby ukryć tą zawiechę.
- To idziemy?
-Tak, czemu nie?

***

-Paa!
-Do zobaczenia w szkole!
-Tak do zobaczenia Allie! -mrugnął do mnie. A ja pomachałam im obojgu i zamknęłam drzwi na klucz.
Gdy się odwróciłam, usłyszałam hałas dobiegający z góry. Poszłam tam w celu odnalezienia jego źródła. W moim pokoju panował chaos, zresztą jak zwykle, ale teraz coś było inaczej. Moje rzeczy były poukładane w innych miejscach niż je zostawiłam. A zdjęcia rodzinne zostały poprzestawiane. Zorientowałam się, że jednego nawet brakuje. Wtedy go zobaczyłam. Za moim oknem (nie mam pojęcia jak tam stanął) był nie kto inny jak...Carter.


CZYTASZ=KOMENTUJESZ

Może i nudny, może i nie, ale nie obwiniajcie mnie, gdyż w szpitalu znajduję się. Ja tu już zaczynam rapować ;) A tak na poważnie, to sama nie wiem jak to ocenicie, ale ja cieszę się, że go dodałam.


Mike Cooper:





19 lat. Najlepszy przyjaciel Rachel. Uroczy, troskliwy chłopak. Typowy flirciarz. Potrafi jednak odłożyć podryw w zapomnienie, kiedy jest potrzebny komuś bliskiemu. Bywa nadopiekuńczy.